Udało się Michałowi Zadarze rzucić snop światła na ten stojący pięćdziesiąt metrów od Piotrkowskiej hotelik. Z bogatą, stuletnią historią, dziś już nieco podupadający, ledwie dwugwiazdkowy, ze skrzypiącą podłogą, wytartymi chodnikami, bez większych wygód w pokojach - pisze Bartłomiej Miernik w felietonie dla e-teatru.
Z rozrysowanymi planami hotelu w dłoniach, rozchodzimy się jak stonka po piętrach hotelu. Słuchamy historii windziarzy, w sali dansingowej uczestniczymy w potańcówce. Najciekawiej jest gdy fikcja krzyżuje się z rzeczywistością. Gdy, po wysłuchaniu historii młodego windziarza, muszę przejechać kilka pięter windą. A drzwi do niej otwiera mi... windziarz. Realny, nie aktor. Widząc kartkę z planem hotelu nie pyta czy wysadzić mnie na czwartym, czy piątym piętrze, bo wie, że jadę na szóste, bo "panie, już był ten spektakl u nas jesienią, ja już wiem, na które pana wieźć". Albo sceny w pokojach, dantejskie nieraz. Przechodzę do nich przez korytarz, na którym trzej mężczyźni rozmawiają o wojnie, z której właśnie wrócili. Ale przecież w pokojach obok śpią ludzie. Ktoś właśnie idzie korytarzem do pokoju, pomylił piętra, wchodzi w akcję przedstawienia. Mimowolnie wkracza pośród aktorów Teatru Nowego, w strojach z międzywojnia. Michał Zadara