Adaptacja "Popiołu i diamentu" Jerzego Andrzejewskiego, którą przygotował teatr olsztyński, to kolejna próba teatralizacji, jednej z najgłośniejszych książek 40-lecia.
Na ogół jednak teatralne wersje "Popiołu i diamentu" grzeszą nadmierną ilustracyjnością, pozostając w najlepszym razie ożywioną lekturą szkolną. Od tej reguły bywają wyjątki, a spektakl Romana Kordzińskiego można do nich zaliczyć. Kordziński zdecydował się bowiem na zbudowanie metafory - po części dyskusyjnej - rodowodu polskiej współczesności, poszukując w powieści materiału dla przeprowadzenia swej tezy o "chocholim" tańcu społecznym w obliczu odzyskanej wolności, splątanych ścieżkach politycznych, moralnych, klasowych, wśród których niejeden się zabłąkał. Teatralnym ekwiwalentem, pozwalającym ukazać chwilę przełomową w jej stawaniu się i przemianach, stała się scena obrotowa, której jądro stanowią wielkie obrotowe drzwi hotelu "Mono-pol". Nazwa tak właśnie jest pisana: "Mono-pol", a nawet wymawiana dla podkreślenia jej dwuznaczności. Może to nazbyt proste skojarzenie, nieco naciągane (skojarzenie: jedna Polska), a z