Zsámbéki idzie za autorem, Klata przerabia "Kazimierza i Karolinę" na społeczny reportaż
Coś w tym musi być, skoro utwór napisany w roku 1932, a do tej pory nigdy w całości w Polsce niewystawiany w ciągu dwóch tygodni doczekuje się dwóch premier pod kierunkiem istotnych artystów. Klaty przedstawiać nie trzeba. Mniej znany jest u nas Gábor Zsámbéki. Niesłusznie, bo jego inscenizacje uczyniły z Teatru Katona w Budapeszcie najważniejszą scenę Węgier. Pamiętam jego pokazanego przed laty w Krakowie Molierowskiego "Skąpca". Harpagona zagrał wielki węgierski aktor Peter Hauptmann. Była to rola na miarę, powiedzmy, Łomnickiego. Tyle wizytówki Zsámbékiego. A co z nagłym powodzeniem "Kazimierza i Karoliny"? Z wierzchu rzecz wydaje się prosta. Ödön von Horváth pisał tę sztukę w czasach wielkiego kryzysu, na własne oczy oglądając jego skutki. Tytułowy bohater właśnie stracił pracę, a tym samym grunt pod nogami. Jego dziewczyna rozgląda się w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Tymczasem wokół pustka i smutek. Ludzie udają, że się baw