Po wielu tygodniach posuchy i gonienia w repertuarową piętkę, "Horsztyński", jeden z najbardziej frapujących dramatów Słowackiego, stał się wydarzeniem w teatrze telewizyjnym. Jan Kreczmar zadbał o doskonałą obsadę (Świderski, Hańcza, Wołłejko, Mrożewski i inni), śmiało obsadził rolę Szczęsnego niezbyt jeszcze doświadczonym, ale utalentowanym A. Antkowiakiem. Zrobił wszystko, jako reżyser dla doskonałego "wybrzmienia" tekstu, doskonale rozgrywał spięcia sytuacyjne. Spektaklowi zabrakło jednak rozmachu. Nie wiem czy konieczne (i czy możliwe do zastosowania) były środki, do których zwykle uciekają się teatry, by zdynamizować ten utwór. Ale należało chyba w większym stopniu mieć na uwadze, że "Horsztyński" jest wszakże dramatem romantycznym i rozgrywanie go na sposób kameralny może dać efekt niepełny. Momentami odnosiło i się nawet wrażenie, jakby osoby tragedii wprost "dusiły się" w ciasno zakomponowanych wnętrzach. W pamięci po
Tytuł oryginalny
"Horsztyński"
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki nr 81