Nie znam pierwszej prezentacji sztuki Arthura Millera pt. ,,Śmierć komiwojażera" w telewizji. Zresztą któż ją pamięta? Było to przed trzynastu laty! Sądzę więc, że poniedziałkowy spektakl wolno traktować jako telewizyjną premierę. Tym więcej, że jego twórcą jest człowiek filmu, nie teatru - Kazimierz Karabasz, wybitny dokumentalista. Wydaje mi się, że jego koncepcja zmierzała do stworzenia nowej jakości - widowiska, które stanowiłoby coś pośredniego między teatrem a filmem. Dało to efekt osobliwy, przede wszystkim technicznie. Telewizyjna "Śmierć komiwojażera" została zrealizowana dla telewizji kolorowej. W filmie barwnym z powodzeniem stosuje się dosyć proste zabiegi, aby uzyskać efekt marzeń sennych, wspomnień, retrospekcji. Kazimierz Karabasz zastosował tę metodę, a w sztuce Millera jest wiele epizodów odwołujących się do retrospekcji. Ale odbiorników kolorowych jest u nas jeszcze niewiele. To, co na ekranie
Tytuł oryginalny
Hormon powodzenia
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny