EN

30.12.2001 Wersja do druku

Honorificabili...

"Honorificabilitudinitatibus" mógłby być spektaklem wybitnym. Ale nie jest. Chyba że czwartkową premierę (pierwszą z dwóch) uznamy za jeszcze jedną próbę.

Realizatorzy spieszyli się, żeby zdążyć na koniec wieku. Próby przed czwartkową premierą trwały niecałe dwa tygodnie i to, niestety, widać. Najnowsza produkcja Teatru Muzycznego-Operetki Wrocławskiej zaczyna się znakomicie. Klasycyzujący wstęp orkiestry: elegijny ton, gdzieś wysoko melodia grana na klarnecie. Spośród dymów wychodzą postacie ucharakteryzowane na niemieckich uchodźców z Wrocławia w 1945 r. Śpiewają o tym, że nie ma już ich miasta, że żyją w nim obcy ludzie. Po nich na scenie pojawiają się polscy osadnicy. Niewiele gestów, ruch ograniczony do powolnego przechodzenia z jednego końca sceny na drugi. Jest i nastrój, i refleksja, czyli to, o co chodzi w teatrze, nawet muzycznym. Tak zaczyna się opowieść o wrocławianach: Polakach, Niemcach, Czechach. Reszta jest już tylko rozrywką. Pomysł na opowieść o 1000 lat Wrocławia był fenomenalnie prosty: Roman Kołakowski, autor libretta, wybrał z historii miasta te momenty, w których,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Honorificabili...

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Dolnośląska nr 303

Autor:

Adam Domagała

Data:

30.12.2001

Realizacje repertuarowe