Cyrano de Bergerac w warszawskim Ateneum nie przykleił sobie wielgachnego nosa z gutaperki, nie nosi też nakrycia głowy gaskońskiego kadeta - kapelusza zwieńczonego białym pióropuszem, symbolem odwagi i nieskalanego honoru. Spektakl zaczyna się zdumiewająco: na ogołoconej scenie paru byczków, ubranych w całkiem współczesne skóry, chamsko i wulgarnie dobiera się do kobiety. Ich zaczepi i przegna Cyrano; niejako im na przekór potoczy się cała ta Rostandowska opowieść o miłości, odpowiedzialności i godności -wartościach ważniejszych w życiu niż egoistyczne szczęście. Jedna z najpiękniejszych opowieści, jakie zna popularny teatr wszech czasów! Z pewnością można ją grać tak, jak to zaproponował Krzysztof Zaleski: bez sztafażu konwencjonalnej opowieści kostiumowej, J bez iluzyjnych dekoracji i strojów z epoki. ) Liczy się dynamika akcji (świetnie wspomagana niezwykle "aktorską" muzyką Jana Jangi Tomaszewskiego na harmonijkę ustną i gitarę), k
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka, nr 49
Data:
04.12.1999