Taki napis miała na swojej wizytówce dziewczyna z opowiadania Trumana Capote, "Śniadanie u Titfany'ego" Holly Golightly z Texasu. Postać doorze znana wielu czytelnikom, przez wielu specjalnie ulubiona, bogata, tragiczna i pełna fantazji. Dziewczyna nie przystosowana, głodna życia, wiecznie poszukująca w wiecznej "podróży" przez swój niespokojny czas, samowolna - uparta, chorobliwie niezależna. Prymitywna, naiwna, czuła, wielce wrażliwa, a także cwana, świadoma mechanizmów życia, obrotna. Nade wszystko zaś - piękna, fascynująca. Taką Holly znamy z literackiego pierwowzoru i taki jej obraz budujemy na zamówienie prywatne własnej wyobraźni. Telewizja zbudowała nam w poniedziałek kolejny model panny Golightly. Adaptacja "Śniadania u Tiffany'ego" dokonana przez Stanisława Dygata (przekład Bronisława Zielińskiego) zatytułowana uczciwie "Sceny z życia Holly Golightly" była próbą 2,5-godzinnego telewizyjnego czytania. Opowiadania, do którego kluczem miał
Tytuł oryginalny
Holly Golightly w podróży
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 27