- Tym razem udało się stworzyć pewne porozumienie wokół paktu. Udało się też poradzić sobie z najbardziej destrukcyjnym argumentem: że ten 1 procent pójdzie na artystów-darmozjadów, którzy jeżdżą dwoma mercedesami, jak jeszcze do niedawna mówił Donald Tusk. Gorzej wyszło z samym kongresem, to znaczy merytorycznie był on ciekawy, ale nie dopisała frekwencja - mówi Agnieszka Holland, reżyserka, sygnatariuszka Paktu dla kultury, w rozmowie z Agatą Szczęśniak z Krytyki Politycznej.
Agata Szczęśniak, Krytyka Polityczna: Jeszcze dwa lata temu Donald Tusk nie przyjechał na Kongres Kultury do Krakowa, kilka miesięcy temu nie było wiadomo, czy rząd podpisze Pakt dla kultury. A jednak premier, ministrowie Boni i Zdrojewski-podpisali. Dlaczego nam się udało? Agnieszka Holland, reżyserka, sygnatariuszka Paktu dla kultury: Myślę, że dużą rolę odegrało nagłe wypowiedzenie zaufania rządowi ze strony niektórych (również tych związanych z kulturą) środowisk, które przedtem były zwolennikami czy sympatykami Platformy Obywatelskiej. Zapewne pewną rolę grają też zbliżające się wybory. Ale wierzę, że kropla drąży skałę, powtarzanie pewnych oczywistych prawd - uporczywie i z wielu stron - oraz konfrontacja z innymi poglądami, pokazanie innego wymiaru spraw publicznych, mogło zmienić świadomość niektórych ludzi. Polityków również można wychowywać. A Donald Tusk, jeśli słyszy argumenty, które go przekonują, to na nie reaguj