Warszawska inscenizacja "Holendra", przygotowana przez reżysera z NRD i szwajcarskiego scenografa próbuje naśladować sugestywną Koncepcję Harry Kupfera z Bayreuth. W podobny sposób wprowadza Holendra-Widmo do wyobraźni Senty, rozbudzonej romantyczną lekturą i tu rozgrywa akcję legendy o żeglarzu skazanym na wieczną tułaczką, ciążącym na nim przekleństwie, odkupieniu przez wierną miłość. Jest to imitacja solidnie wykonana, ale bez ekspresji i polotu oryginału. Senta już podczas uwertury pokazuje się na scenie i leży przez godzinę, choć śpiewa dopiero w drugim akcie. Jeżeli efekt artystyczny nie jest sensacją, to cena, jaką płaci za ten pomysł główna bohaterka wydaje się wygórowana. Hanna {#os#3516}Lisowska{/#} po takiej udręce zdumiewa świetną formą wokalną. To prawdziwa przyjemność słuchać jej zdrowego, nośnego głosu z blaskiem, prawie bez najmniejszej usterki (eksploatowanego czasem niepotrzebnie do maksimum) i patrzeć
Tytuł oryginalny
Holender-Widmo
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny Nr 75