"Balladyna" Marcina Cecko w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Joanna Targoń, członek Komisji Artystycznej XIX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Krzysztof Garbaczewski niewątpliwie potrafi irytować. Poznańska Balladyna jest tego przykładem; to seria prowokacji, w dodatku często wyglądających niepoważnie. Na scenie bywa ponuro, nastrojowo, zabawnie, wulgarnie, prostacko. Na scenie właściwie nie ma też teatru - w pierwszej części panuje film, w drugiej - performans. Nie ma też Balladyny Słowackiego sensu stricto, zaledwie nikłe jej ślady w słowach, wyraźniejsze - w tematach, które autor tekstu Marcin Cecko wyłuskał z dzieła wieszcza i kontynuował po swojemu. Widz nie może się więc spodziewać Balladyny, nawet uwspółcześnionej, ale czegoś, co z pierwowzorem łączą imiona postaci i zarys fabuły. Wydaje się, że Cecko i Garbaczewskiego zainteresował u Słowackiego jeden temat: przemiana Grabca w wierzbę, stworzenie nowego bytu ludzko-roślinnego. Z tego motywu wzięło się podupadające laboratorium nad Gopłem, w którym załoga pod przewodnictwem Wdowy modyfikuje rośliny, bawełnę i pyry (