"Nadludzie" w reż. Stanisława Brejdyganta w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Dwie jednoaktówki, które złożyły się na "Nadludzi", dowodzą imponującej historycznej wiedzy. Reżyser domniemywa w nich części biografii Hitlera (Marek Cichucki) i Stalina (Brejdygant). Szkoda, że dramaturg ostentacyjnie chwali się erudycją. Każda kwestia zawiera pokaźną listę nazwisk jawnych i tajnych współpracowników dwóch tyranów, co pozbawiony przypisów tekst czyni zrozumiałym w pełni tylko dla Bogusława Wołoszańskiego. Natomiast widz teatralny oprócz jaskrawie nakreślonego problemu nie znajdzie tu ani dramatu, ani nawet napięcia. Obie sztuki skomponowano według schematu: 1. pełen przemocy dialog zakrapiany alkoholem, 2. śmierć rozmówcy dyktatora. Inscenizacja umieszcza je w schematycznych przestrzeniach bunkra i teatralnej garderoby. I oprawia schematycznym dźwiękiem. W Teatrze Nowym zginęła sztuka udźwiękowiania przedstawień. Alarm, seria z karabinu maszynowego, dzwonek telefonu i odgłos wypadku samochodowego brzmią... niepoważnie