Non stop mordują się, gwałcą, bez pardonu zarzynają, obcinają ręce i języki, a na koniec tej masakry degustują jeszcze pasztet upieczony z pary kolejnych nieszczęsnych nieboszczyków. Trup ściele się gęsto. Wszystko trwa dwie godziny z małą przerwą na łyk Nerwosolu... Szok? Początkowo tak ale potem... W kulminacyjnym momencie dramatu już tylko śmiech na sali. Dosłownie. Reakcją na piramidalne spiętrzenie kilkudziesięciu zbrodni jest nie "zmrożenie" a rozbawienie widowni. Dawno przestała liczyć ofiary padające seryjnie niczym w filmach z Brucem Lee i spółką. Tu miecz i sztylet tam cios karate. I choć nie o taką "rozrywkę" sądząc z koturnowego tonu przedstawienia "Tytusa Andronikusa" - ostatniej premiery Teatru im. Jaracza, chodziło jego realizatorom zastanawiam się czy to właśnie nie publiczność trafiła w "dziesiątkę". "Tytus Andronikus" to jeden z wcześniejszych dramatów Szekspira. Konstrukcyjnie i myślowo niedoskonały, ledwo cień pr
Tytuł oryginalny
Hit ze starego Londynu
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany nr 210