"Merylin Mongoł" w reż. Zbigniewa Brzozy w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Monika Powalisz w Gazecie Wyborczej - Wysokie Obcasy.
Mikołaj Kolada to absolutny mistrz w portretowaniu ludzi "nieważnych", żyjących gdzieś na peryferiach Rosji. To także absolutny mistrz w tworzeniu portretów kobiet. Nie od dziś bolączką dramaturgii współczesnej jest deficyt ról kobiecych i dramatów, gdzie byłybyśmy równorzędnymi postaciami scenicznymi (wobec mężczyzn, oczywiście). Merylin Mongoł, tytułowa bohaterka najlepszego bodaj dramatu Kolady, to miejscowe popychadło, ludzki ochłap, który można bić, szturchać i wykorzystywać seksualnie. Zastraszona, zamknięta w sobie, niczym małe zwierzątko pragnie od życia ciepła i miłości. Monice Obarze udało się stworzyć właśnie taką postać - kobiety na granicy szaleństwa, która ma swoją godność i z którą widzowie są od pierwszej do ostatniej minuty spektaklu. Przedstawienie w bydgoskim teatrze zaskoczyło mnie świetną scenografią (Aleksandra Semenowicz), bardzo dobrą muzyką (Henryk Gembalski), no i przede wszystkim sprawną grą aktorów