Teatr i kino w Hiszpanii są w największym kryzysie od lat. Żeby je ratować, miejscowi artyści grają w lokalach po zakładach fryzjerskich czy rzeźnikach. Co łaska - pisze Maciej Okraszewski w Gazecie Wyborczej.
Ubrany w krótką spódniczkę i skórzane kozaki transwestyta przez okrągły kwadrans dzieli się cierpieniami, jakich dostarcza mu własna seksualność. W końcu nie wytrzymuje i popełnia samobójstwo, wypijając filiżankę zatrutej herbaty. W ciasnym pokoju bez okien spokojnie przygląda się temu ponad tuzin osób, połowa pije piwo, niektórzy częstują się ciastem. Nikt nie wzywa policji, bo to nie miejsce tragedii, tylko modny ostatnio mikroteatr w Granadzie. W całej Hiszpanii od ponad roku takie sceny wyrastają jak grzyby po deszczu. Artyści są jedną z najbardziej dotkniętych kryzysem gospodarczym grup zawodowych w Hiszpanii. Według danych ministerstwa kultury w ciągu ostatnich czterech lat dotacje publiczne na sztuki wizualne obcięto o połowę. Tymczasem badania Eurobarometru z listopada zeszłego roku pokazują, że Hiszpanie przeznaczają na kulturę najmniej pieniędzy z całej Unii Europejskiej. Co trzeci twierdzi, że bilety do kina, teatru czy na konce