Po stromych drabinach na dach góralskiej szopy wspinają się chłopcy. Są w szarych zakonnych habitkach. Najstarszy ma może dwanaście lat, najmłodszy chyba nie więcej niż siedem. Już wleźli i stanęli między drewnianymi igliczkami dachu. Wchodzi kantor. Ma twarz rozanieloną. Rozcapierzył długie palce, podnosi je wysoko, zaczyna przesadnie dyrygować. Rozpoczyna się "śpiewanie". Ten chłopięcy chór jest najbardziej uroczą, najbardziej teatralną cząstką spektaklu. Chłopcy nie grają. Bawi ich to wielkie theatrum. Wyciągają cieniutkie szyje, strzelają oczami. Pan {#os#4571}Siemion{/#} jako frasobliwy Krystusik zlazł już po drabinie do diabłów, na dobre się rozgniewał i wymachując czerwoną chorągiewką zdzielił w zapale po plecach samego Michała Archanioła. Najmłodszy z chłopaków rozdziawił usta i już nie wytrzymał, wybuchnął tak głośnym śmiechem, że aż mu jego starszy kolega musiał dać kuksańca w bok. Chłopcy ba
Tytuł oryginalny
Historya o chwalebnym zmartwychwstaniu Teatru Narodowego
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Kulturalny Nr 16