"Błazenada" w reż. Konrada Dulkowskiego w Teatrze TrzyRzecze w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wybrczej - Białystok.
Trzy pokoje, cztery lokatorki, każda w stadium larwalnym, każda marzy, że rozwinie skrzydła motyla... A tu zonk. Tyle fabuła najnowszej premiery w Teatrze Trzyrzecze. Sam spektakl? Podobnie. Duży potencjał, obiecujący pomysł, niezła gra, ale im bliżej końca, tym mniej złudzeń. Z "Błazenadą" w Teatrze Trzyrzecze jest pewien problem. To spektakl z gatunku tych, które mogą widza poruszyć, zostawić wiele scen w pamięci. Ale i mocno zirytować. Problem polega na tym, że "Błazenada" jest zbyt mocno rozdęta, rozciągnięta niepotrzebnie, wyposażona w nadmiar scen i przegadana. Rockowe rytmy zagrane na żywo w spektaklu nie pomagają, bo choć zagrane nieźle, to ze śpiewem już gorzej, zresztą tu nadmiar muzycznych wstawek więcej uszkadza, niż przydaje. A gdy po pierwszej godzinie opowieści finału nadal nie widać, widz wiedziony na manowce myśli: "może to już", a to jednak "nie już", zaś kolejna piosenka, i kolejna historia, zaczynająca się od "miała 1