Przed premierą "Woyzecka" Büchnera reżyser Grzegorzek zagadnięty o film Herzoga był bezkompromisowy. "Uważam jego "Woyzecka" za absolutnie beznadziejny film. "Woyzeck" Herzoga to "Woyzeck" Büchnera, gdyby Büchner miał kamerę. Miażdżąc film, Grzegorzek w istocie miażdży literacki oryginał - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Ludzie są różni, natura tego chce. Ludzie są różni, różne mają ciała. Truizm? Rzecz jasna, lecz dobrze jest o nim nie zapominać, mądrze jest się z nim pogodzić i nie cudować. Czy zdrowy na umyśle projektant mody, mając do dyspozycji 120-kilogramową damę o wzroście metr czterdzieści, wciśnie ją w stringi, w biustonosz wielkości dwóch naparstków - i bosą na wybieg pośle? Czy normalny trener koszykówki puści w bój ważące 45 kilo, dygoczące metr pięć w kapeluszu i okularach minus 5 dioptrii? Podobnie z literaturą. Słyszał kto, by przeciętnie rozgarnięty porucznik zagrzewał żołnierzy do boju recytacją "W malinowych chruśniaku" Leśmiana? Widział kto list miłosny, w którym przytomny Romeo uczucie swe Julii wyznaje fragmentami "Końcówki" Becketta? Ze słów, intonacji i rytmów ulepionym "ciałom" opowieści należy pozwolić być sobą. Nie wolno cudować. Wypada po prostu być w zgodzie z ich naturą. Przed premierą "Woyzecka" Büchnera re