EN

7.06.2014 Wersja do druku

Historia kołem

Dwadzieścia pięć lat? Co to jest. Kreseczka z koła historii. Idąc z postępem tak naprawdę skręcamy do początków. Niech świadczą o tym dwa poniżej opisane zdarzenia - specjalnie dla e-teatru pisze Joanna Szczepkowska.

Jeszcze niedawno na przedstawienie "Mewy" w Teatrze Narodowym [na zdjęciu] przyszła Nina Andrycz. Spektakl grany bez sceny, publiczność jest więc na tym samym poziomie co my, aktorzy. Przed przedstawieniem stoimy z boku widowni, na pół prywatnie, możemy więc, a nawet powinniśmy, przyglądać się widzom. Nina Andrycz usiadła w pierwszym rzędzie. Zresztą nawet gdyby usiadła dalej, to i tak trudno byłoby jej nie zauważyć. Miała na sobie błyszczącą suknię, odważną w kroju, podkreślającą jej wciąż piękną sylwetkę. Od wejścia czuło się aurę solistki, diwy, każdym gestem skupiała na sobie uwagę. W małej sali sceny na Wierzbowej wyglądała trochę jak olbrzymka w chatce dla krasnali. Gwieździe wielkich scen było tu wyraźnie za ciasno. Ona grała dla wielkich widowni, dla widzów ubranych uroczyście, którzy wchodzili na teatralne foyer jak na bal. Teraz starała się nie dostrzegać przybrudzonych sweterków i pośpiesznych wejściówkowiczów. W

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Joanna Szczepkowska

Data:

07.06.2014

Wątki tematyczne