Jednym z wydarzeń nadchodzącego 15. Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Opowiadania „Po/piśmienni” (19-22 listopada, transmisje online z Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego) jest premierowe widowisko narracyjne „Historia Jakubowa. Opowieść babska i chłopska”.
Zapraszamy na rozmowę z Małgorzatą Litwinowicz – pomysłodawczynią spektaklu.
Jarosław Kaczmarek (Grupa Studnia O): Tytułowy bohater Twojej opowieści – za sprawą nagrody NIKE dla Radka Raka za powieść „Baśń o wężowym sercu. Wtóre słowo o Jakóbie Szeli” stał się na chwilę "kulturowym celebrytą”. Potwierdzają się Twoje słowa: „Chłopska historia w Polsce jest naprzemiennie wypierana i celebrowana. Jeśli próbujesz ją opowiadać, nigdy nie wiesz, w co trafisz”… Dlaczego zainteresowałaś się właśnie jego historią?
Małgorzata Litwinowicz: Powiedziałabym, że Szela to jest taki wynalazek powstający w wielu miejscach naraz. Mówiąc „wynalazek” mam na myśli wynajdywanie tradycji i poszukiwanie odpowiedzi na pytanie – jak opowiadać historię, jak się nią zajmować. Myślę, że takim wydarzeniem, które przywołało Szelę była płyta kolektywu R.U.T.A „Gore – pieśni buntu i niedoli XVI-XX wieku” z 2011 roku. Dzięki temu projektowi temat chłopskiej historii, opowieści o antypańszczyźnianych rewoltach został włączony w nurt kultury popularnej, a Szela powrócił jako potencjalny bohater zbiorowej wyobraźni. Powrócił – no bo przecież wcześniej był Wyspiański i wywołany przez niego do głosu Upiór z „Wesela”, a potem różne prace popularyzatorskie (m.in. Franciszka Ziejki), w ostatnich latach – monografia Tomasza Szuberta Jak(ó)b Szela, (14)15 lipca 1787 – 21 kwietnia 1860. Obecność Szeli w kulturze popularnej świetnie zanalizowała Katarzyna Stańczak-Wiślicz, a temat rabacji pojawił się też w realizacjach scenicznych – kultowym spektaklu Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego „W imię Jakuba S.” (2011) czy „Słowo o Jakubie Szeli” w reżyserii Michała Kmiecika (2017). Przepraszam za to zasypywanie tytułami i nazwiskami, może to się wydaje szczególarskie – ale chciałam po prostu w miarę konkretnie pokazać, że próby zbliżenia się do tego, co zgodzilibyśmy się nazwać historią chłopską czy historią ludową trwają od dłuższego czasu i – że w centrum tych projektów pojawia się postać Jakuba Szeli jako tego jedynego polskiego „chłopa historycznego”, postaci rozpoznawalnej z imienia i nazwiska, no… potencjalnego kandydata do podręczników i na pomniki. Dodam jeszcze, żeby już było całkiem bibliograficznie, że właśnie teraz ukazują się/zaraz ukażą ważne prace, które są próbą syntezy: „Bękarty pańszczyzny” Michała Rauszera, „Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego i „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego. I mamy oczywiście wspomnianą przez Ciebie Nike dla Radka Raka – którego wspaniała powieść jest jeszcze inną - bo zbudowaną na śnie i archetypach – opowieścią o tej postaci i krainie, z której pochodził. Trochę więc może tak jest, że jeśli człowiek w ogóle zadaje sobie pytanie o oddolną historię Polski – to się o tego Szelę potknie i skonfrontowanie się z tą historią, wypracowanie własnej perspektywy wobec niej – jest na tej ścieżce po prostu figurą obowiązkową.
Uczciwie będzie jednak powiedzieć też, że oprócz tych wszystkich powinności i umysłowych poszukiwań, towarzyszy mi też przyjemność, której źródłem jest poemat Brunona Jasieńskiego „Słowo o Jakóbie Szeli”. Wszystko to jest dość skomplikowane, bo jakby tu powiedzieć – Szela nie jest ulubieńcem mego serca (wielu zresztą jest przecież takich epickich bohaterów, których nie chcielibyśmy mieć za sąsiadów), ale tekst Jasieńskiego – jego melorytmika, motoryka, jego partyturowy charakter – to jest w moim odczuciu coś bardzo uwodzącego. Opowieść, która sama się śpiewa.
J.K: Scenariusze Twoich spektakli są oparte na różnorodnych, często nieoczywistych źródłach literackich. Jak było tym razem?
M.L: Ojej, wychodzi na to, że znowu będzie bibliograficznie. Podstawą scenariusza jest wspomniany już poemat Jasieńskiego; włączam do scenariusza także: fragmenty XIX-wiecznej prasy, poradników, katechizmów, traktatów o ginekologii i położnictwie, malutkie fragmenty z „Marii” Antoniego Malczewskiego i „Zamku kaniowskiego” Seweryna Goszczyńskiego, wypisy ze staropolskich transakcji chłopami, czyli indywidualnych umów sprzedaży poddanych, elementy historii wynalazczości a także informacje botaniczne o roślinach, które rosną w lasach mglistych. Nie chciałabym teraz tłumaczyć co jest czym, bo chyba zepsułabym część niespodzianek. Tak, ale myślę, że teksty „mówią” nie tylko przez własną treść, ale też przez zestawienia czy ułożenia w narracyjne kolaże. Myślę, że w sumie jest to historia nieporządna i zachowuje się to wszystko jak ławica. Wiele drobnych ryb, które – mam nadzieję – w odpowiednich momentach będą jednak wykonywały wspólne manewry. Chciałabym spróbować właśnie takiej „opowieści ławicy”, bo wydaje mi się, że jeśli chcę się zajmować historią oddolną, to muszę także pracować nad inną strukturą. Czyli nie może mi wystarczać proste podstawienie – obalimy stare pomniki i postawimy nowe figury na tych samych cokołach, Traugutta (czy kogokolwiek innego) zastąpimy Szelą i odrobione. Ta różnorodność źródeł jest po prostu zapisem jakiegoś mojego zmagania się z pytaniem – jak to w ogóle opowiadać.
J.K: Bardzo ciekawie zapowiada się oprawa muzyczna opowieści. Czego możemy się spodziewać?
M.L: Wszystkiego. Pracujemy nad muzyką do tego widowiska z Bartem Pałygą i Jolantą Kossakowską, która jest autorką większości kompozycji w naszym – jak sobie czasem mówimy – pańszczyźnianym musikalu. Tekst Jasieńskiego jest bardzo inspirujący muzycznie, zaprasza do eksplorowania różnych stylów; za tym idziemy. Chętnych zapraszamy do wysłuchania jednej z piosenek:
Chciałabym też zgłosić protest wobec sformułowania „oprawa muzyczna”, które kojarzy mi się ze szkolnymi akademiami. To, co robią Bart i Jola, a i ja coś tam zaśpiewam czasem – to jest raczej rama niż oprawa; muzyka nie jest przecież w tym widowisku „kwiatkiem do kożucha” i przerywnikiem, ale podstawą scenariusza i jest w organiczny sposób wywiedziona z tekstu poematu. Trochę mi głupio o tym mówić, odbyliśmy wiele rozmów na temat muzyczności słowa mówionego i naturalnej obecności muzyki w przestrzeni opowieści. A tu – bum! Oprawa muzyczna. No nie.
J.K: Czy „Historia Jakubowa. Opowieść ludowa chłopska i babska” niesie dla nas przestrogę, ma pobudzić do refleksji a może wybrzmiewa w niej impuls niezgody na marazm chocholego snu przed ekranami komputerów w czasie pandemii?
M.L: Trudno mi powiedzieć. Nie mam morału, nie lubię morałów. Każdy weźmie sobie z tej wielorakiej opowieści to, co zechce.
15. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Opowiadania „Po/piśmienni” jest finansowany przez m.st. Warszawę.
Informacje: festiwalopowiadania.pl