W OSTATNICH miesiącach zobaczyliśmy w Warszawie dzieła dwóch twórców, których pomysłowość budzi podziw i szacunek. Bejarta: nazwał swój zespół dumnie mianem "Baletu XX wieku". Dürrenmatta: poklepując poufnie po ramieniu wielkich autorów dramatycznych, Strindberga i Szekspira, poprawił ich niezdarnie napisane i staromodne sztuki. Trudno zgadnąć, co było źródłem tych pomysłów, trzeźwa wiara, że oni dopiero, wielcy i głośni, odkryli tajemnice sztuki współczesnej, czy też zręczny zmysł handlowy, który podpowiada, że każda reklama jest dobra, byle była skuteczna. W każdym razie jest coś bezczelnego w fakcie kabaretowej adaptacji Szekspira, pokazanej w kraju, którego teatr zna inscenizacje Szekspirowskie Korzeniewskiego, Skuszanki, Maciejowskiego czy Zamków. Diderot pisał kiedyś z podziwem, choć dosadnie: "Szekspir jest jak posąg św. Jana Chrzciciela w katedrze Notre Dame prymitywny i barbarzyński, ale tak ogromny, że wszy
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 173