"Wiara, nadzieja, miłość. Mały taniec śmierci w pięciu obrazach" w reż. Grażyny Kani w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Waldemar Wasztyl w Didaskaliach.
W programie Teatru Dramatycznego do przedstawienia Wiara, nadzieja, miłość znalazłem między innymi wyjaśnienie genezy dramatu. Kristl, sprawozdawca sądowy, podsunął Horvathowi autentyczną historię młodej kobiety oskarżonej o oszustwo w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Drobna sprawa, wyrok niewielki. Temat, wydawałoby się, nieefektowny - mógłby pomyśleć powierzchowny konsument medialnej zgiełkliwej papki. Przypadek Elżbiety zainspirował Horvatha do napisania Ma/ego tańca śmierci w pięciu obrazach, studium człowieka napiętnowanego - kobiety, która na drodze do samorealizacji potyka się o bezwzględną reakcję otoczenia. I upada. "Pokazać gigantyczną walkę jednostki ze społeczeństwem, tę wieczną rzeź, gdzie nigdy nie dojdzie do pokoju..." Taniec śmierci rozpoczyna się już w pierwszej sekundzie przedstawienia Grażyny Kani. W ciemności rozlega się wystrzał z rewolweru. Gwałtownie zapalają się światła. Na scenę upada ciało Samobójcy