EN

21.04.2010 Wersja do druku

Histeryczka to ja!

W "Madame Bovary " w reżyserii Radosława Rychcika nie widać nawet intencji wplątania się w temat "pani zdradziła pana".

Emma pragnęła wszystkiego. Powieść "Madame Bovary" domaga się eks­tremum, konwencji radykalnej. Obie pozostają niezaspokojone. Bohater­ka umiera w rozczarowaniu, na książ­kę rzucają się cieniem kolejne adap­tacje namiastki. Jean Renoir nakręcił na podstawie Flauberta gęsty, poetyc­ki film niemy (1933), w którym sku­pienie na zmysłowych obrazach i deta­lach przesłoniło historię. Emmanuel Bondeville napisał operę (1951), przed­kładając nad fabułę hołd dla ekstazy życia. Niemy film, opera - skrajne formy, ten sam problem. Okazuje się, że tekst Flauberta to pułapka. Zbyt wiele w nim materialnych opisów, roz­budzonej fizyczności, pragnień, by starczyło miejsca dla kolejnych eta­pów akcji. Historia zawsze zostaje z boku, na pierwszy plan wysuwa się czucie. W inscenizacji Radosława Rych­cika nie widać nawet intencji wpląta­nia się w temat "pani zdradziła pana". Jest surowa forma i monologi - przy­tłaczające, mocne, raz erotyczne, raz wu

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 93

Autor:

Joanna Derkaczew

Data:

21.04.2010

Realizacje repertuarowe