W "Madame Bovary " w reżyserii Radosława Rychcika nie widać nawet intencji wplątania się w temat "pani zdradziła pana".
Emma pragnęła wszystkiego. Powieść "Madame Bovary" domaga się ekstremum, konwencji radykalnej. Obie pozostają niezaspokojone. Bohaterka umiera w rozczarowaniu, na książkę rzucają się cieniem kolejne adaptacje namiastki. Jean Renoir nakręcił na podstawie Flauberta gęsty, poetycki film niemy (1933), w którym skupienie na zmysłowych obrazach i detalach przesłoniło historię. Emmanuel Bondeville napisał operę (1951), przedkładając nad fabułę hołd dla ekstazy życia. Niemy film, opera - skrajne formy, ten sam problem. Okazuje się, że tekst Flauberta to pułapka. Zbyt wiele w nim materialnych opisów, rozbudzonej fizyczności, pragnień, by starczyło miejsca dla kolejnych etapów akcji. Historia zawsze zostaje z boku, na pierwszy plan wysuwa się czucie. W inscenizacji Radosława Rychcika nie widać nawet intencji wplątania się w temat "pani zdradziła pana". Jest surowa forma i monologi - przytłaczające, mocne, raz erotyczne, raz wu