EN

2.05.1982 Wersja do druku

Heystowie - tu i teraz?

Musiałoby to być wybitne dzieło, żeby w każdym czasie i miejscu mogło widza poruszyć, niezależnie od tego czy odbierałby je on zbieżnie czy rozbieżnie z intencjami twórcy. "Wielkanoc" jest zresztą do tego stopnia nie znana ze słyszenia polskiemu widzowi, że jej tytuł już prędzej mu się skojarzy z międzywojenną Schillerowską premierą "Historyi..." Jana z Wilkowiecka (tej samej, którą przed kilkunastu laty wystawiał w Łodzi Dejmek) lub z powojenną sztuką Stefana Otwinowskiego, niż z nazwiskiem Strindberga.

Na jaki oddźwięk może liczyć sztuka nie będąca arcydziełem, której akcja odbywa się w kraju, gdzie kradzież spotyka się z tak silnym potępieniem opinii, że winowajca i jego najbliżsi uginają się pod brzemieniem wstydu i hańby? Do jakiego stopnia, może to wciągnąć widownię w społeczeństwie, w którego sferze pojęć "rok nie wyrok" (zwłaszcza, jeśli winowajca per saldo wyszedłby na swoje)? Rzecz dzieje się w społeczności, w której wyższe motywacje, w tym przypadku religijnej natury, i to protestanckie, ustanawiają normy postępowania, a szczęścia każą upatrywać w spokoju sumienia. Bo nikt z człowieka ciężaru win nie zdejmie, u żadnego konfesjonału nie usłyszy on upragnionych słów: "Ja cię rozgrzeszam", po których mógłby się poczuć lekki jak ptaszek, aż do następnego razu. W ubiegłowiecznym, skandynawskim luteranizmie, gdzie te sprawy brano bardzo serio, każdy wiedział, że o zbawieniu decyduje niemal wyłącznie łaska Boża, na

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Heystowie - tu i teraz?

Źródło:

Materiał nadesłany

"Odgłosy" nr 4

Autor:

Jerzy Kwieciński

Data:

02.05.1982

Realizacje repertuarowe