Ingmar Villqist wciąż mnoży szczegóły panoramy mitycznej, północnej krainy, którą wykreował w swej dramaturgii. Najnowsza sztuka, "Helmucik", ściśle łączy się z "Nocą Helvera" i "Entartete kunst": znów w ponurym gmaszysku państwowe wojskowo-lekarskie komisje kwalifikują do ocalenia lub kasacji wyrzutki społeczeństwa - tym razem nie krnąbrnych artystów, tylko chorych, upośledzonych i innych "pojebów". Helmucik zda się duchowym bratem pamiętnego Helvera, to jednak tylko pozór: z tego dobrodusznego olbrzyma, nieporadnie komunikującego się ze światem, promieniuje serdeczna moc, wiążąca otoczenie w nieformalny ruch oporu wobec opresywnego systemu. Villqist już poprzednio próbował kreślić symboliczną alternatywę wobec sugestywnie odmalowywanego umysłowego zniewolenia i terroru trującego dusze. Nie wypadało to dotąd zbyt przekonująco, nie wypada i teraz - także dlatego, że reżyser Paweł Łysak lepiej czuje się na gruncie historyczno-psycholog
Tytuł oryginalny
Helmucik, brat Helvera
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 28