Teatr Rozmaitości na ogół omijał do tej pory współczesną polską twórczość dramatyczną i źle na tym nie wychodził. Teraz jednak Rozmaitości postanowiły wspomóc szeroki zaciąg nowej polskiej dramaturgii do teatru. Na (dobry czy zły?) początek poszła "Helena S." na podstawie "Portretu Heleny" Moniki Powalisz. Opowieść mogła wydawać się atrakcyjna - oto młoda, efektowna kobieta, cierpiąca najwyraźniej na zaburzenia emocjonalne, ale i walcząca z traktowaniem jej jak przedmiot lub uprzedmiotowione mięso, popełnia samobójstwo. Zostawia "swoim" mężczyznom - to jest tym, z którymi utrzymywała związki: ojcu, mężowi, dwóm kochankom (w tym gejowi) - testament, w myśl którego, aby wejść w posiadanie drogocennego obrazu, przedstawiającego samotną dziewczynkę, muszą się psychicznie obnażyć przed pozostałymi i prowadzącym psychodramę adwokatem. Snują się też między nimi służąca, nie wiedzieć czemu pokrzykująca po rumuńsku, i druga kobi
Tytuł oryginalny
Helena S. szuka spadkobiercy
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd nr 11