Trzy kobiety. Trzy aktorki. I trzy dekady różnicy. Dwudziestolatka, pięcdziesięciolatka i osiemdziesięciolatka. Zofia Wichłacz dopiero wchodzi w dorosłość. Dorota Segda dzięki dojrzałości polubiła siebie. A Helena Norowicz wierzy, że młodość to stan ducha i umysłu.
Helena Norowicz Pani: Kiedy patrzy Pani na młode aktorki, takie jak Zosia Wichłacz, czego im Pani zazdrości? Helena Norowicz: Niczego (śmiech). Może tylko tego. że uprawiają zawód, który tak kocham. Pani kilkanaście lat temu odeszła na emeryturę. - Znam kobiety, które mówią: "Jak ja bym już poszła na emeryturę". Ale zawsze powtarzałam: "Jak ja bym nie poszła na emeryturę". W naszym zawodzie w zasadzie nic nie przeszkadza temu, żeby pracować tak długo, jak długo starcza sił. Niestety, dramaturgia u nas przez lata tak została ukształtowana, że kobiety mają znacznie mniej dobrych ról do zagrania. A dla babć w ogóle jest ich niewiele. Nie chciałam przechodzić na emeryturę, jednak po odejściu Józefa Szajny i Jerzego Grzegorzewskiego w teatrze Studio zaczęli następować inni, a jest taka tendencja, że każdy dyrektor pragnie tworzyć teatr od nowa, z własnym zespołem. Dlatego gdy skończyłam 67 lat, nie miałam wyboru, musiałam zaakceptować