Środkiem widowni, od samej sceny w głąb, biegnie szeroki, drewniany pomost. Monstrualna kukła, spływająca fałdami danej tkaniny z balkonu, zamyka drogę. Ową powtarzającą się w kolejnych inscenizacjach Szajny, importowaną z japońskiego teatru, "ścieżkę kwiatów". Na pomoście siedzi - zastygła w hieratycznych pozach - para starych, złączonych wspólną, zgrzebną szatą, ludzi. Ona powolnym ruchem grzebie palcami w metalowej miseczce, on trwa w tępym, sklerotycznym zasłuchaniu się w samego siebie. Bramę zamykającą scenę zbito z nie heblowanych desek, bezładnie, chaotycznie nałożonych na ramę metalowego stelażu. Sala zapełnia się powoli, w trochę niepewnym, jakby owadzim krążeniu ludzi między rzędami miejsc, wśród foteli bez numerów i hierarchii biletów. Tłum snuje się niepewien wyboru, zdezorientowany narzuconą mu swobodą decyzji, zmuszony do określenia własnego miejsca. Więc raz po raz ktoś wstaje i przesiada się, wraca, zmienia m
Tytuł oryginalny
Hej, kto Polak na wiatraki...!
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 4