Przyzwyczailiśmy się już do tego, że najlepsze inscenizacje Heinera Müllera nie pochodzą z Niemiec, a jeśli pochodzą, to są tworzone przez zagranicznych reżyserów - pisze w Die Welt Matthias Heine, po berlińskich występach "Szosy Wołokołamskiej" Barbary Wysockiej
Najwybitniejszym przykładem tej zasady jest inscenizacja "Anatomii Tytusa" Johana Simonsa, która pod koniec minionego dziesięciolecia wywarła tak silne wrażenie, iż wywindowała Holendra na stanowisko dyrektora monachijskiego teatru Kammerspiele. Z perspektywy polskiej Müller również wygląda lepiej. Jest świeższy. Młodszy. Mniej retro. W przypadku "Szosy Wołokołamskiej", pokazywanej na scenie Berliner Festspiele, jest to też kwestia wieku twórców: zarówno reżyserka Barbara Wysocka, jak i aktorzy: Adam Cywka, Rafał Kronenberger i Adam Szczyszczaj mają około trzydziestki. To, co wykonują w pięciu Müllerowskich scenach o zdradzie w historii komunizmu, można spokojnie nazwać ponownym odkryciem. Müller napisał te krótkie sztuki w latach 1984-1986, tuż przed swoim milczeniem spowodowanym rakiem oraz końcem komunizmu. Na szczęście nie zawierają one tej szorstkiej metaforyki seksualnej, która w jego późnych sztukach jest tak trudna do zniesienia. W swoj