- "Straszny dwór" to przede wszystkim utwór muzyczny o niezwykłej lekkości. Sama historia jest dość krucha i prosta, ale zawiera zakodowaną, ważną dla Polaków istotność - mówi reżyser David Pountney w rozmowie z Maciejem Ulewiczem.
Po znakomitych spektaklach wyreżyserowanych przez Pana w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej: "Pasażerce" Mieczysława Weinberga, "Królu Rogerze" Karola Szymanowskiego i ostatniej produkcji "Wilhelmie Tellu" Gioacchino Rossiniego, realizuje Pan, 150 lat od pierwszego wystawienia w tym budynku, "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki. Z jednej strony oczywisty skarb i dziedzictwo narodowe, jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza polska opera, z drugiej godny szacunku, ale trochę zakurzony i archaiczny eksponat w muzeum polskiego teatru operowego. Co interesującego znalazł Pan w tej operze dla siebie? O czym według Pana jest "Straszny dwór"? - "Straszny dwór" to przede wszystkim utwór muzyczny o niezwykłej lekkości. Sama historia jest dość krucha i prosta, ale zawiera zakodowaną, ważną dla Polaków istotność. Często tak się dzieje w wypadku kultury wschodnioeuropejskiej, dlatego musiałem zanurzyć się głębiej pod powierzchnię, by zrozumieć, o czym