"Carmen. Bella Donna" w reż. Pawła Pitery w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Alicja Müller w Teatraliach.
Szczypta szkodzącej na mózg wilczej jagody, odrobina guarany - cudownego afrodyzjaka, troszkę rozbudzającej miłosne żądze mandragory, która to (o ironio!) wyrastać miała z nasienia wisielca, a także lampka najlepszego szampana - mężczyźni od tego głupieją. I nawet ci najbardziej pruderyjni zmieniają się w rozognionych lubieżników, a czasem, gdy do kieliszka wpadnie nieco więcej trujących ziół, umierają. O proporcjach decyduje piękna Carmen, seksowna autorka popularnych książek kucharskich, która jest trzy razy bardziej niebezpieczna od facetów w czerni i jeszcze bardziej przebiegła niż sam Sherlock. Paweł Pitera nie mógł wybrać lepszego czarnego charakteru, by rozkochać w nim publiczność Bagateli. Carmen (w tej roli zalotna Ewelina Starejki) ma już pięć trupów w ogrodzie i wciąż jest tam miejsce na następne. Kochankowie pojawiają się co dwa lata. Nikt z widzów nie wróży żadnemu z nich długiego życia. Nie ma między nimi symetrii