"Harper" to opowieść o kobiecie uwięzionej w rolach matki i żony, a co najważniejsze i zarazem najgorsze, głowy rodziny. Mąż, Seth Regan, niegdyś oskarżony o robienie zdjęć pornograficznych dzieciom, nie jest już ciekawym pracownikiem dla żadnego pracodawcy. Role w rodzinie są odwrócone, to on gotuje, odpytuje córkę z lekcji, jest "panią domu" - o "Harper" Simona Stephensa w reż. Natalie Ringler w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Paulina Janas z Nowej Siły Krytycznej.
Premiera dramatu Simona Stephensa w reżyserii Natalie Ringler to teatr realistyczny, choć Harper Regan - tytułowa bohaterka - odbywa niemal mityczną wędrówkę ku odnalezieniu samej siebie. "Harper" to opowieść o kobiecie uwięzionej w rolach matki i żony, a co najważniejsze i zarazem najgorsze, głowy rodziny. Mąż, Seth Regan, niegdyś oskarżony o robienie zdjęć pornograficznych dzieciom, nie jest już ciekawym pracownikiem dla żadnego pracodawcy. Role w rodzinie są odwrócone, to on gotuje, odpytuje córkę z lekcji, jest "panią domu". Harper jest troskliwa o tyle, o ile potrzebuje kontaktu. Jej największą potrzebą jest znalezienie przyjaciół, którym mogłaby się wypłakać, opowiedzieć o nieszczęśliwym życiu. Nie doświadcza takiego wsparcia od rodziny. Ich rozmowy to raczej zakrzykiwanie się niż słuchanie. Wydaje się jej, że powierników odnajduje w siedemnastoletnim uczniu i w mężczyźnie, z którym spędza noc w hotelu po śmierci ojca. Ale s