W jednym z liceów krakowskich polonistka "zadała" uczniom napisanie recenzji teatralnej. Wśród szkolnych wypracowań znalazła się miedzy innymi ocena maskowego "Skąpca" w Teatrze Groteska. Ocena druzgocąca, piętnująca twórców przedstawienia za uczynienie z molierowskiego Harpagona bęcwała i idioty, za spłycenie problemu komedii, za stępienie jej drapieżnego ostrza itd., itd. Spod pióra młodego widza posypały się pod adresem teatru epitety, na jakie nie ważyłby się krytyk zawodowy... Ale nie owa odwaga i ostrość sądów zastanawiały w tej uczniowskiej ocenie. Zastanawiała sprawa daleko głębsza: przywiązanie młodego widza do konwencji w teatrze, do tradycji czy raczej - tradycjonalizmu na scenie. Przywiązanie, które może okazać się bardzo niebezpieczne w edukacji przyszłego odbiorcy teatralnego.
Jest Molier - na pewno bardziej niż którykolwiek inny z komediowych twórców - pisarzem "szkolnym", którego sceniczny żywot obrósł w uświęcone tradycją mieszczańskiego teatru formy i utarte konwencje. Ale jest równocześnie - jako pisarz wielki i głęboki znawca życia, znawca psychiki ludzkiej - twórcą wiecznie żywym i jako taki niesie treści bliskie i aktualne także dla dzisiejszego nowoczesnego teatru. Teatru, który może komedie jego kultywować na scenie nie tylko zgodnie z dawną tradycją, ale też próbować nadawać im kształt nowy, świeży, współczesny. "Zabieg" Kotta i Huebnera na "Mizantropie" dowiódł jak znakomite wyniki przynieść mogą takie próby. Ale w tym wypadku pomogła też treść "Mizantropa", która brzmi dzisiaj szczególnie aktualnie; rozterki nonkonformisty Alcesta są nad wyraz bliskie współczesnemu człowiekowi. Gorzej ze "Skąpcem" - "jednym z najgenialniejszych, ale i jednym z najmniej doskonałych dzieł Moliera" - jak okre�