Oglądałem niedawno w krakowskim Teatrze Starym zabawną komedię muzyczną "Happy End", której pewna scena wydała mi się charakterystyczna. Opiera się ona na efekcie kontrastu. Do meliny gangsterskiej w Chicago wkracza grupa osobliwych gości. To Lilian Holliday, młoda, drobna, uśmiechnięta kobieta, w mundurze porucznika Armii Zbawienia. Jest mniej nieświadoma tajemnic tej spelunki, niżby się mogło wydawać. Ale wchodzi w swą rolę. Wiara w ludzi wypełnia jej serce. Ta wiara usposabia ją optymistycznie. Uratowanie ludzi pogrążonych w zbrodni wymaga, w oczach Lilian, tylko uwierzenia w ład i harmonię, której symbolem może się stać uniform nowej krucjaty. Mało wiemy o Armii Zbawienia, poza tym, co połapaliśmy ze sztuk Shawa i niektórych angielskich powieści. O gangsterach chicagowskich niewiele więcej posiadamy informacji. Podejrzewamy, że i autorzy owej niemieckiej sztuki, napisanej w 1929 roku, wiedzieli niewiele więcej. Na afiszu figurowała Dorothy
Tytuł oryginalny
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 12