Świat nie liczy się z przeszłością. A skoro tak, to marnie skończy - o spektaklu "Stara kobieta wysiaduje" w reż. Stanisława Różewicza w Teatrze Narodowym pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.
Tadeusz Różewicz narysował w 1968 r. świat po przełomie. Futurystyczne fantasmagorie miały posmak szaleństwa z "Mad Maxa"; tyle, że dzisiaj większość z nich stała się rzeczywistością. Stale oglądamy w wiadomościach alarmujących polityków i ekologów. Jedni mówią o zagrożeniu trzecimi wojnami, które z resztą już się toczą, drudzy pokazują worki śmieci przesypywane z jednego wysypiska na drugie. Jeszcze moment i zginiemy razem z Matką Ziemią pod hałdami starych gazet, puszek, plastiku. W Teatrze Małym mamy małą apokalipsę w oparach Witkacego i Becketta. W warstwie tekstowej - groteskową, prześmiewczą, budzącą grozę, ale pod ręką reżysera nudną, wtórną, przewidywalną, standardową. Chociaż można ten spektakl potraktować jako manifest człowieka starego, który czuje się zepchnięty na ostatni plan, przez rozpanoszony kult młodości i świat nie tworzący ludziom warunków na pogodną starość. Szczególnie druga część przedstawi