Sami nie wiemy, co posiadamy. Ale to nie tylko nasza wina: znakomite śpiewaczki, znakomici śpiewacy występują gdzieś po wielkich scenach świata, terminy mają pozajmowane na parę lat z góry, więc trochę zapominają o kraju, a w rezultacie - i kraj o nich nie zawsze pamięta. I tylko czasem następuje olśnienie: oto na afiszu pojawia się nazwisko, wprawdzie doskonale znane interesującym się bliżej operą, ale tzw. szerokiej publiczności mówiące niewiele, odsłania się kurtyna, pojawia się Ona - względnie On - i... ręce same składają się do oklasków, a w mózgownicy rodzi się coś na kształt zaskoczenia: to mamy u nas takie piękne głosy? Ano, mamy. Dowodem stał się niedawny występ Hanny Lisowskiej w "Tosce" w Teatrze Wielkim. Ta wspaniała śpiewaczka, niezapomniana Chryzotemis w "Elektrze", Tatiana w "Onieginie", Senta w "Holendrze tułaczu", czy Leonora w "Fideliu", od 1976 roku związała się z głośnym w Europie zespołem Deutsche O
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przekrój" nr 5