Ktoś powiedział, że krytyka walczy o wielkość dzieła artystycznego tylko wtedy, gdy dzieło to jest nieznane, nie uznane i nowe; w stosunku do utworów klasycznych chodziłoby jedynie o rejestrowanie rangi, przekazanej tradycją. Zdanie to wydaje mi się fałszywe, ma ono tylko pozory prawdy. Pomijam już znane w dziejach kultury wypadki niespodziewanego odżywania po dziesiątkach lat czy nawet wiekach utworów, zdawałoby się, "zamarłych", np. pisarzy helleńskich za czasów Renesansu, Norwida u nas, Kafki w latach trzydziestych, czterdziestych i pięćdziesiątych naszego stulecia. Ale nawet i utwory stale lub od dłuższego już czasu promieniujące, "radioaktywne", dzielą przecież los wszystkiego, co istnieje: są zmienne, nieustannie przekształcają zakres i sens swego oddziaływania. Przychodziło mi to do głowy, gdym oglądał krakowskie przedstawienie "Hamleta". Przedstawienie to wydaje mi się bardzo interesujące z tego powodu, że konsek
Tytuł oryginalny
"Hamlet" widziany nowymi oczami
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 3