"Ja, Hamlet" w reż. Marka Kality w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
"Ja, Hamlet" w reżyserii Marka Kality przypomina zeszyt zapisany tym samym charakterem pisma, które znamy z wcześniejszych jego przedstawień: "Kalimorfa" czy "Fernando Krapp napisał do mnie ten list". Tym razem zaskoczyła mnie zbyt duża liczba... ozdóbek. Jesteśmy na scenie: widownia usytuowana po dwóch jej stronach (jak w talk show), środkiem rozgrywa się akcja "Hamleta", którą wszyscy dobrze znamy. Ale chyba nie do końca, bo już bodaj w drugiej scenie - rozciągniętej ponad miarę uczcie - padnie coś o Polsce, Ozryk zadzwoni do kogoś przez telefon komórkowy, a jedna z dam puści k..., która w tym towarzystwie nie przystoi. W tej nieznośnie długiej scenie reżyser próbuje umieścić opowiadaną historię o Polsce współczesnej, na pewno po 1989. Niestety, tych "szlaczków" polskich i politycznych jest niewiele, rwą się, gubią. Można odnieść wrażenie, że reżyser zapomina o nich i kiedy mu się przypomną, wsadza je na chybił trafił (znakiem tego, ż