W szpitalu psychiatrycznym pojawia się Henryk M. Nic nie pamięta, a jest podejrzany o zabójstwo ojczyma i prezydenta w jednej osobie. Miotając się po scenie, wyrzuca z siebie frazy z pamiętników słynnego choreografa i tancerza Wacława Niżyńskiego, za którego się podaje.
Tańczy z zastraszonymi pacjentami, z oddziałową, zakonnicą przeklinającą Boga i z okrutnym lekarzem. Seria elektrowstrząsów wywołuje zapomniane przez niego w obłędzie tragiczne wspomnienia rodem z biografii szekspirowskiego Hamleta: zabójstwo ojca, związek matki z ojcobójcą i samobójstwo narzeczonej. Grupie teatralnej Piotra Borowskiego, wieloletniego współpracownika Jerzego Grotowskiego, udało się pokazać obłęd współczesnego Hamleta, który nie potrafi się odnaleźć w świecie "oschłych miast, banków, centrów handlowych i ludzi interesu". Sceny przesuwają się przed oczyma widza w tak zawrotnym tempie, że łatwo się w tym chwilami pogubić. Ale może to i dobrze. W końcu to wariatkowo.