"Hamlet" Williama Shakespeare'a w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Maja Margasińska w naszemiasto.pl.
Spójrzmy prawdzie w oczy: cała sztuka jest niespójna, a sam Hamlet - bierny i nieznośny. O sztuce tej powstały tomy literatury, dlatego w teatrze nie interesuje mnie już co, tylko JAK. I w spektaklu Tadeusza Bradeckiego, zrealizowanym w Teatrze Dramatycznym, tylko to JAK ma znaczenie. Akcja sztuki ma miejsce w ponurych, ciemnych wnętrzach i na mglistych pustkowiach. Wszędzie pobrzmiewa ton żałoby i przeczucie śmierci. Cały dramat bierze się stąd, że Hamlet zwleka. Dlaczego? Przecież potrafi działać, kiedy trzeba - z jaką swadą zabija Poloniusza! Laertes nie podziela jego wątpliwości w kwestii zemsty za śmierć ojca. Hamlet nienawidzi stryja, gardzi matką. A jednak zwleka. Bawi się, gra, udaje wariata. Po co? Wydaje się, że jest to coś, co wreszcie wyrwało go z marazmu i nudy, zawieszenia w próżni bycia następcą tronu, co wytrąciło go z utartego toru, jakim były studia filozoficzne, tracenie czasu na krotochwilach z koleżkami i romans z "nieodp