"Idiota" w reż. Grzegorza Brala w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Początek zapowiadał spektakl może i nie odkrywczy - raczej typową dostojewszczyznę z ciężką "duchową" rozmową Rogożyna i Myszkina z martwą Nastazją Filipowną w tle - ale przynajmniej porządnie zrobiony. Im jednak dalej, tym gorzej. W kolejnych scenach reżyser skupia się na postaci Nastazji. Problem w tym, że musimy uwierzyć na słowo, że jest ona postacią magnetyczną, wewnętrznie skomplikowaną, cierpiącą i prowokującą cierpienie, szaloną, nieobliczalną, świętą i dziwką jednocześnie. Grająca ją aktorka całą tę burzę uczuć oddaje za pomocą dwóch chwytów: erotycznych pląsów i niewyraźnego wygłaszania kwestii. Żeby nie było wątpliwości, że to jednak Dostojewski, a więc w grę wchodzą rozbuchane emocje, gra toczy się o najwyższe stawki: duszę, zbawienie; reżyser wprowadza na scenę głębokie metafory... rodem z cyrku. A to pojawi się gruby, półnagi facet, który ni stąd, ni zowąd strzela z bata albo rzuca w Nasta-zję nożami