Oglądam kolejną, wielką i znakomitą inscenizację "Halki" w Teatrze Wielkim. Ale nie myślę o tych, którzy nam to piękne przedstawienie pokazali, o Marii Fołtyn i Andrzeju Majewskim, nie myślę o wykonawcach, nawet o Moniuszce nie myślę i o naszych starych problemach: czy to jest międzynarodowe, czy też - o zgrozo! - może zaściankowe? Słucham melodyjnego mistrzostwa i usiłuję śledzić na nowo, jaka jest budowa tych arii, duetów i scen zbiorowych. Chcę słyszeć "Halkę" na nowo, nie myśleć o "Carmen", o "Sprzedanej narzeczonej" czy o "Życiu za cara". Czy można słyszeć "Halkę" na nowo? Czytać "Pana Tadeusza" na nowo? Hm - jakby powiedział Kisiel. A może chodzi tu o coś innego? O artystyczną, społeczną, czy narodową rolę tego dzieła? Robimy z niego wielki spektakl. Tłumy szlachty z malowanymi pasami na dworze Stolnika tańczą wielkiego poloneza i jedynego w literaturze mazura, tłumy ludu, wyimaginowanych przez Moniuszkę górali, tworzą stary
Tytuł oryginalny
Halka
Źródło:
Materiał nadesłany
Ruch Muzyczny nr 25