"Słowo o Jakóbie Szeli" w Teatrze Śląskim świadczy o tym, że Michał Kmiecik niewiele wie o Szeli, nie zna motywacji jego działania, nie tworzy legendy ani z nią nie polemizuje, mieli anegdoty bez chwili zastanowienia. To zaledwie "Słówko o Jakóbie Szeli" - pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.
Gdy reżyser bierze na warsztat tekst o jednostce, wybitnej osobowości, legendzie, winien być nią zafascynowany, a ową fascynację w przypadku teatru przenieść wpierw na aktorski zespół, by ten mógł zarazić nią widzów. "Słowo o Jakóbie Szeli" w Teatrze Śląskim świadczy o tym, że Michał Kmiecik niewiele wie o Szeli, nie zna motywacji jego działania, nie tworzy legendy ani z nią nie polemizuje, mieli anegdoty bez chwili zastanowienia. To zaledwie "Słówko o Jakóbie Szeli". W spektaklu jest jedna bardzo dobra scena - wizyty tytułowego bohatera u Namiestnika, podczas której w zagłuszającym rytmie gry na kieliszkach, niczym mantra powtarzane jest: hahaha hihihi hehehe. Chciałoby się powiedzieć, że w tej scenie "aż się pstrzy od złotych odzień". Idealnie ukazuje ona zderzenie maluczkich z wielkimi. Normalnego człowieka z aparatem państwowym, który rządzi się swoimi prawami, rytuałami, ma własny, inaczej płynący czas, a poziom głuchoty na ludzki