Czy ksiądz Jerzy naprawdę nie zasłużył na lepszy film? - pyta w swoim felietonie pisanym specjalnie dla e-teatru Marta Cabianka
Ktoś musi to napisać. Nie jest łatwo, bo trzeba sformułować to ostrzej niżby się chciało, wsadzić do kieszeni własne, dyktowane wspomnieniami emocje, nie baczyć na to, że Adam Woronowicz zagrał naprawdę dobrą rolę. Trzeba to napisać, choć wokół pełno recenzentów filmowych, którzy koncentrują się na tym, żeby ich dyplomatyczny rozkrok nie zamienił się w szpagat i chociaż z kina wychodzi mnóstwo wzruszonych pań i panów w średnim wieku, którzy też TAM byli, TUTAJ stali, a uciekali TAMTĘDY. Trzeba to napisać, jeszcze zanim pod kina zajadą autokary z parafii w całej Polsce; zanim nadciągną gimnazjaliści z nauczycielami wyposażonymi przez IPN w scenariusze lekcji, galerię archiwalnych zdjęć oraz fragmenty homilii i zanim na dobre ruszy multimedialna akcja społeczno-edukacyjna "Prawda jest nieśmiertelna". Trzeba napisać, że film "Popiełuszko" to katastrofa. Pytanie tylko, czy to w ogóle jest film? Czy może raczej bryk historyczny dla uczni