Wprawdzie 250. rocznica śmierci Jerzego Fryderyka Haendla minęła w kwietniu, ale kulminacja Roku Haendlowskiego w Polsce nastąpiła jesienią, a wśród jego owoców trzy najokazalsze miały cechy hybrydy. Tak się złożyło, że w odstępie miesiąca krakowska i warszawska publiczność wysłuchała w koncertowym wykonaniu pierwszej i ostatniej wielkiej opery włoskiej Haendla - "Agrypiny i Kserksesa" - będących nietypowymi dziełami w jego teatralnym dorobku, przykładem gry z konwencją opery seria i swoistego poczucia humoru - pisze Bartosz Kamiński w Ruchu Muzycznym.
Wcześniej zaś Warszawska Opera Kameralna przedstawiła w formie spektaklu dzieła, których Haendel nie napisał z myślą o scenie, lecz o ich scenicznym potencjale mówi się nie od dzisiaj. "Tre donne - tre destini" - pod tym pięknym tytułem kryją się trzy włoskie kantaty połączone w spektakl, który 28 września zainaugurował trwający do grudnia 11 Festiwal Jerzego Fryderyka Haendla, podczas którego WOK przedstawiła trzy inscenizacje ze swojego repertuaru: "Rinalda", "Imenea" i "Juliusza Cezara". Ich gwiazdą jest Olga Pasiecznik, najwybitniejsza polska śpiewaczka Haendlowska w swoim pokoleniu, i to z myślą o niej powstał nowy spektakl - kolejny dowód na to, jak umiejętnie dyrektor Stefan Sutkowski potrafi korzystać z zasobów kierowanego przez siebie zespołu. Przedstawianie utworów koncertowych - kantat czy oratoriów - w formie teatralnej to oczywiście nienowy pomysł, WOK robiła to już z dziełami Mozarta i Monteverdiego, na świecie zaś zapanowała