Byłem w Castelgondolfo kiedy Pius XII stał na balkonie i błogosławił pątnikom. Było ich pełno, głowa przy głowie. Krzyczeli, że są z Kassel, Dortmundu, Kolonii i Essen. Potem intonowali nabożną pieśń. Brzmiała ona mocno i chrapliwie. Pius XII wychylał się prawie zza balustrad balkonu i chciał jakby przycisnąć śpiewających do serca. A śpiew ten zdawał mi się przemieniać w jakiś huczny marsz, przyspieszany miarowo i skandowany. Pątnicy byli rozegzaltowani, a rysy ich twarzy wyostrzały się. Potem papież uciszył tłum i zaczął do niego przemawiać. Ale ja już tego nie słuchałem. Odwróciłem się tyłem i poszedłem do autokaru. Ten obraz jednak utkwił mi w pamięci. I kiedy na scenie Teatru Narodowego w Warszawie zobaczyłem "Namiestnika" Hochhutha zdawało mi się, że znów widzę Piusa XII z Castelgondolfo i wiwatujących na jego cześć pątników. A teraz, kiedy w Teatrze Dramatycznym dojrzałem Holoubka w roli papieża Hadriana V
Źródło:
Materiał nadesłany
Argumenty nr 6