"Peer Gynt" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Montownia w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Wybór "Peer Gynta" na inaugurację własnej sceny, a także na jubileusz dziesięciolecia istnienia Teatru Montownia okazał się wyborem dość niefortunnym. Tego typu materia literacka, jaką jest ten poemat dramatyczny Ibsena, jakoś nie mieści się w emploi Montowni. A przynajmniej w tej wersji inscenizacyjnej, którą zaproponował reżyser i zarazem autor adaptacji spektaklu, Marek Pasieczny. Ponadto surowa, prawie naturalna przestrzeń basenowa, w jakiej rozgrywa się akcja przedstawienia, okazała się niesprzyjająca dla ducha utworu. A rozrzucenie miejsc gry na trzy miniestrady i galeryjki widokowe znajdujące się na kilku poziomach powyżej niecki basenu oraz wykorzystanie przejść między rzędami widowni - z założenia na pewno jest interesującą przestrzenią do zagospodarowania. Tutaj jednak sprawia wrażenie pewnego chaosu myślowego i niezborności artystycznej. Szkoda, że na początek nie wyszło tak, jak zamierzano i jak by się chciało. Utwór Ibsena nie je