Jeśli ubiegłoroczny festiwal Dwa Teatry miał dwie królowe - Krystynę Jandę i Małgorzatę Kożuchowską, to tegoroczny tylko jednego króla - Jerzego Zelnika. Niegdyś filmowego Zygmunta Augusta, dzisiaj już tylko żołnierza "dobrej zmiany", także tej w polskim teatrze. I to jego spotkanie z publicznością było potem najgoręcej komentowane - pisze Ryszarda Wojciechowska w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Tym razem święto polskiego teatru radiowego i telewizji chwilami przegrywało ze słońcem. Nie było już takiego szturmu, jak wcześniej bywało, na sale kinowe, w których prezentowano spektakle i słuchowiska. Również na spotkaniach z gwiazdami nie walczono o krzesła. To był festiwal, na którym chyba po raz pierwszy nie było oficjalnego otwarcia dla publiczności. Telewizja Polska tłumaczyła to oszczędnościami. Ale w kuluarach żartowano, że po co otwierać coś, co się i tak za dwa dni zamknie. Spekulowano też, że to przez alergię prezesa Jacka Kurskiego, którego przed rokiem na takim otwarciu z udziałem mieszkańców Sopotu wygwizdano. Prezes nie dojechał także na galę. Wielki nieobecny pojawił się jedynie w... biuletynie festiwalowym, z wypowiedzią, że Dwa Teatry to unikatowe zjawisko i on osobiście jest dumny, że Telewizja Polska jest organizatorem. Gala finałowa owszem, była, ale dla zaproszonych gości. Można więc było na niej obejrzeć sobie