To było już osiem lat temu. "Twórcy obrazów" Enquista w reżyserii Kazimierza Kutza: dobry, aktorski spektakl w Starym Teatrze i zjawiskowy debiut SONI BOHOSIEWICZ. Pamiętało się ją natychmiast. Od wejścia: pierwszej, mocnej sceny.
Można powiedzieć, że Bohosiewicz nie powiedziała nam teatralnego "dzień dobry". Nie musiała, od razu - na dzień dobry - wrzasnęła: że jest dobra, ma ostre pazurki i nieprędko pozwoli o sobie zapomnieć. W spektaklu Kutza Sonia Bohosiewicz zagrała Torę Teję. Piekielnie zdolną i diablo chamowatą aktorkę, która za chwilę stanie się legendą Teatru Królewskiego w Sztokholmie. Na razie jednak ma tylko tupet i ambicje, które wykorzysta w przełomowym dla niej spotkaniu z wybitną - i, niestety, wybitnie dzisiaj zapomnianą - pisarką, Selmą Lagerlőf. Dwie strony egzystencjalnego medalu: młodość i starość; szaleństwo i zasznurowany pod samą szyję gorset konwenansów; wielka odwaga i ogromna nieśmiałość. A jednak głównie dzięki aktorstwu Anny Polony (Selma) i Soni Bohosiewcz (Tora) wydawało się, że orzeł i reszka (medalu) wyglądają identycznie. Te dwie krańcowo różne postaci, prezentujące odmienne postawy, w finale były tak samo kruche, bezra