"Własność znana jako Judy Garland" w reż. Sławomira Chwastowskiego w Teatrze Capitol w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
To prawie monodram - Hanna Śleszyńska, czasem tylko wspomagana przez młodego partnera (Hubert Podgórski), zwanego pieszczotliwie Robaczkiem, dokonuje dramatycznej spowiedzi gwiazdy u kresu sił. Literacko to może nie jest wielkie odkrycie, choć tekst napisany z biegłością - Judy Garland, jak wiele innych sław, zapłaciła wysoką cenę za wzniesienie się na szczyt, a jej los niemal klinicznie potwierdził niewolnicze uzależnienie od wielkiej wytwórni filmowej. Rzecz więc nie w odkryciu nieznanych lądów, ale w wiarygodności, z jaką artystka opowiada tę historię, wplatając w nią od czasu do czasu nucone motywy muzyczne. Na koniec jednak śpiewa - bez tego nie mogło się obyć i jest to chwila, w której cierpienia gwiazdy rozwiewają się, pozostaje tylko magia dźwięków i słów. Śleszyńska umiejętnie łączy tony niskie i wysokie, dowcip, ironię i liryzm, malując w tej zmiennej gamie nastrojów postać bohaterki znanej wszystkim z niezapomnianej Krainy O